Nowe dyrektywy Unii Europejskiej totalnie zmieniają komunikację firm ze światem zewnętrznym, szczególnie z konsumentami, bo wyeliminują możliwość dowolnego używania ogólnych oświadczeń ekologicznych typu: green, bio, eko, przyjazny dla środowiska. Może skończyć się to tak, że kolor zielony zniknie nam z komunikacji – mówi Aleksandra Majda, ekspertka ds. ESG i greenwashingu KIG, wiceprezeska ESG Impact Network.
Czy małe i średnie firmy przygotowują się już do raportowania ESG?
Aleksandra Majda, ekspertka ds. ESG i greenwashingu KIG, wiceprezeska ESG Impact Network: Małe i średnie firmy na razie nie będą zobowiązane do raportowania, poza tymi, które są na giełdzie. Giełdowe MŚP będą musiały raportować w 2027 roku za 2026 rok, natomiast cała większość, czyli firmy poza giełdą, na razie nie będą musiały przygotowywać całościowych raportów zgodnych z ESRSami (European Sustainability Reporting Standards). Dla nich tworzą się obecnie uproszczone standardy, tzw. VSME, V od słowa „volontary”, czyli dobrowolne. Myślę, że te bardziej ambitne mniejsze podmioty zaczną z nich z czasem korzystać. Dla zainteresowanych powiem, że Krajowa Izba Gospodarcza przetłumaczyła projekt tych dobrowolnych ESRS dla Małych i Średnich Przedsiębiorstw nienotowanych na giełdzie na język polski jeszcze na etapie konsultacji publicznych, więc polscy przedsiębiorcy mogą już teraz być na bieżąco i bez przeszkód zapoznać się z treścią dokumentu. Natomiast, co trzeba podkreślić, MŚP mimo że nie będą obowiązkowo raportować, to są w inny sposób objęte kwestiami zrównoważonego rozwoju.
Co ma Pani na myśli?
Z danych Krajowej Izby Gospodarczej wynika, że w ciągu najbliższych dwóch lat o kwestie związane z równoważonym rozwojem zostanie zapytanych około 100 tys. firm w Polsce. To pokazuje skalę. Te MŚP, które współpracują z dużymi firmami, które muszą bądź zaraz będą musiały raportować, już są pytane o różne kwestie zrównoważonego rozwoju, głównie o ślad węglowy.
Potrafią go badać?
Z pierwszego Indeksu Dekarbonizacji Polskiej Gospodarki, przygotowanego przez Instrat, wynika, że 80 proc. małych firm w żaden sposób nie zajmuje się liczeniem śladu węglowego. Dla porównania – robi to aż 80 proc. dużych firm. Mamy więc potężny rozdźwięk. Może też oznaczać, że w pewnej perspektywie duże firmy będą wybierały na kontrahentów te przedsiębiorstwa z łańcucha dostaw, które dostarczają potrzebnych im danych ESG.
Zapisz się na newsletter Kompasu ESG
A banki? Czy i one już stawiają konkretne wymagania w zakresie zrównoważonego rozwoju?
Banki są na początku tego łańcucha. Muszą bardzo dokładnie raportować, na co idzie finansowanie, a powinno iść coraz większym strumieniem na inwestycje, które są zrównoważone i środowiskowo, i społecznie. Banki same rozliczane są z tego, co inwestują. W praktyce wygląda to tak, że już teraz w swoich strategiach zaczynają zapisywać, że za chwilę w ogóle nie będą finansować przedsięwzięć czerpiących dochody np. z paliw kopalnych. Przykładem bank BNP Paribas, który zaostrzył politykę w zakresie współpracy z przedsiębiorstwami wytwarzającymi energię z węgla i rozpoczął proces wyjścia z finansowania sektora węglowego (ma to się wydarzyć do 2030 r. w krajach OECD).
Inwestycje, które nie są „zrównoważone”, obciążają banki jako instytucje, bo zdecydowana większość emisji banku w 3 zakresie to emisje ich portfela, czyli tego, w co inwestują. Dlatego aby mogły osiągnąć swoje cele, muszą dążyć do tego i zachęcać klientów, żeby się dekarbonizowali.
Coraz bardziej popularne stają się też instrumenty finansowe tzw. SLL-e, czyli Sustainability-Linked Loan. To kredyt powiązany z celami zrównoważonego rozwoju, w ramach którego bank ustala z klientami cele, które ten osiągnie. Od realizacji tych kroków, uzależniona jest marża kredytu.
Wspomniała Pani, że większość małych i średnich firm same z siebie nie zabierają się za ESG. Czy przy rosnących wymaganiach – nie tylko ze strony kontrahentów, ale też konsumentów – nie będzie to prowadziło do greenwashingu, czyli szybkiego wymyślania „zielonych” działań, byle pokazać się od dobrej strony?
Greenwashing jest szerokim problemem, obserwujemy go na rynku finansowym czy raportowaniu ESG, ale szczególnie wyraźnie widać go na linii komunikacji firm z konsumentami. Problem jest na tyle duży, że Unia Europejska postanowiła to uregulować osobnymi dyrektywami. Wytoczyła całą legislacyjną armię. Na horyzoncie mamy dwie osobne, poświęcone greenwashingowi dyrektywy. Jedna jest już uchwalona i nazywa się „Empowering consumers for the green transition”. Mówi o wzmocnieniu pozycji konsumenta w zielonej transformacji poprzez lepszą ochronę przed nieuczciwymi praktykami i lepsze informowanie. Została uchwalona w marcu 2024 roku, powinna więc zacząć obowiązywać w Polsce w 2026 roku. Druga dyrektywa „Green Claims” dyskutowana jest jeszcze na forum Unii i jest komplementarna z tą pierwszą. Obie zmieniają totalnie komunikację firm ze światem zewnętrznym, szczególnie z konsumentami, bo wyeliminują możliwość dowolnego używania oświadczeń ekologicznych typu: green, bio czy eco. Każdorazowe użycie takiego wyrażenia będzie wiązało się z tym, że trzeba będzie udowodnić, co właściwie oznacza. Prawdopodobnie skończy się to tak, że kolor zielony zniknie nam z komunikacji.
Wszystkie oświadczenia, które wiążą się z cechami środowiskowymi produktu będą musiały być uzasadnione dowodami naukowymi. Jeśli chcemy napisać, że jesteśmy neutralni klimatycznie, będziemy musieli mieć twarde wyliczenia, które to potwierdzą. Efekt będzie taki, że firmy zmienią sposób komunikacji na bardziej konkretny. Będzie to też dotyczyć komunikacji wizualnej. Zabronione będzie umieszczanie oznakowania dotyczącego zrównoważonego charakteru, które nie jest oparte na systemie certyfikacji ani nie zostało ustanowione przez organy publiczne. Już teraz widać, że niektóre firmy wycofują się np. z wszechobecnych do tej pory zielonych listków przy swoich produktach.
“Kompas Voices” to cykl wywiadów z czołowymi ekspertami w dziedzinie ESG (Environmental, Social, Governance), w którym skupiamy się na najważniejszych wyzwaniach i trendach związanych ze zrównoważonym rozwojem w biznesie. Rozmówcy dzielą się swoimi unikalnymi, eksperckimi perspektywami na temat roli ESG w budowaniu odpowiedzialnych i innowacyjnych strategii biznesowych.
Jak ocenia Pani wielość regulacji związanych z ESG?
Są zdecydowanie potrzebne, gdyby nie te regulacje, konieczna zmiana by nie nastąpiła. Już dane UNGC Global Compact z 2015 roku mówiły o tym, że rynek produktów ekologicznych na świecie był wart 850 mld dolarów. Obecnie to zapewne znacznie więcej. Ludzie zaczęli interesować się tym, jak zadbać o planetę, a firmy zaczęły to wykorzystywać. Zasypały nas „zielone” produkty, a większość z nich nic z „zielnością” wspólnego nie ma i nie miała.
Z drugiej strony spodziewam się, że firmy mogą odczuć ciężar mnogości tych legislacji i stopnia ich skomplikowania. W 2025 roku pod dyrektywę CSRD wchodzi ponad 3.5 tysiąca firm, które kwalifikują jako duże, bo zatrudniają powyżej 250 pracowników. W rzeczywistości często są to przerośnięte firmy rodzinne, które same nie poradzą sobie sprostaniem wymogom raportowania. Przepisy są trudne i niejasne a sposób, w jaki zostały napisane i jak są wprowadzane, jest zły. Stopień skomplikowania jest na tyle duży, że obawiam się wylania dziecka z kąpielą. Cała idea zrównoważonego rozwoju może się rozbić o to, że jest za trudna. Zresztą już pojawiają się sugestie, żeby dyrektywę CSRD znowelizować, chociaż w Polsce nawet nie zaczęła obowiązać (jest przed podpisem prezydenta).
Obserwujmy bacznie, jak będzie wyglądał 2025 rok i jaka praktyka rozwinie się na rynku. Trzeba zrobić wszystko, by raportowanie i przejście audytu nie stało się celem samym w sobie. Raport powinien być podsumowniem działań, czynnością formalno-techniczną. Najważniejsza jest strategia zmian, ambitne cele i działanie. Oby w przypadku ESG nie stało się odwrotnie.
Czego więc potrzeba?
Potrzeba czasu. Oceniam, że za kilka lat pewne działania wejdą nam w krwioobieg i będą działy się z automatu. Firmy się tego nauczą, ale teraz potrzebna byłoby pewne uproszczenie wymagań i jasna komunikacja, jakie są oczekiwania. Być może przydałaby się też jakaś odgórna ingerencja, ze strony państwa, pomoc przedsiębiorcom. Jako KIG podpisaliśmy się wraz z ponad 30 organizacjami pod apelem do premiera, żeby dostrzegł, że za chwilę może być duży problem z kwestią zrównoważonego rozwoju. Wchodzą nowe dyrektywy, które będą bardzo wymagające, a nie ma instytucji, która nadzorowałaby te kwestie, pomagała prawnie i doradczo.
Podsumowując – aby oswoić kwestie ESG potrzeba: czasu, praktyki, pomocy państwa i samoedukacji rynku. Firmy mogą się od siebie nawzajem dużo nauczyć.
Aleksandra Majda była gościem specjalnym konferencji Greenpact 2024 – jednej z najważniejszych ogólnopolskich konferencji skoncentrowanych na zagadnieniach zrównoważonego rozwoju w biznesie, której patronem mediowym był Kompas ESG.
“Kompas ESG Voices” to cykl wywiadów z czołowymi ekspertami w dziedzinie ESG (Environmental, Social, Governance), w którym skupiamy się na najważniejszych wyzwaniach i trendach związanych ze zrównoważonym rozwojem w biznesie. Rozmówcy dzielą się swoimi unikalnymi, eksperckimi perspektywami na temat roli ESG w budowaniu odpowiedzialnych i innowacyjnych strategii biznesowych.