17 czerwca 2024 r. miał miejsce przełom – Rada zaakceptowała pierwszy w historii Unii Europejskiej akt prawny mający odbudowywać zdegradowane zasoby przyrodnicze, a nie tylko chronić te ekosystemy, które nam pozostały. Mowa tu o rozporządzeniu w sprawie odbudowy zasobów przyrodniczych, znanym również pod angielską nazwą Nature Restoration Law.

Polski sprzeciw

Praktycznie do ostatniego momentu nie było wiadomo, czy uda się osiągnąć polityczne porozumienie o przyjęciu rozporządzenia. Miało to związek, przede wszystkim, z silnym głosem sprzeciwu środowisk rolniczych, który wywierał naciski na decydentów. Ostatecznie, przyjęcie rozporządzenia było możliwe dzięki głosom dwudziestu państw członkowskich, które łącznie reprezentowały ponad 66% populacji Unii Europejskiej.

Polska niestety znalazła się w gronie państw sprzeciwiających się rozporządzeniu głosując m.in. razem z Węgrami. Szerzej sprawę komentuje dla nas specjalista w zakresie prawa i polityki klimatycznej oraz zrównoważonych finansów, prawnik Franciszek Nowak z Kancelarii Maruszkin.

Warto podkreślić, że polskie Ministerstwo Klimatu i Środowiska początkowo rekomendowało przyjęcie przepisów, a same założenia Nature Restoration Law wpisywały się postanowienia Umowy Koalicyjnej koalicji rządzącej oraz 100 Konkretów na pierwsze 100 dni rządów Koalicji Obywatelskiej. Do premiera list otwarty wzywający do poparcia aktu prawnego skierowało również 215 naukowców, 229 organizacji pozarządowych oraz 57 tysięcy Polaków. Ostateczna decyzja należała do Prezesa Rady Ministrów. Decyzja premiera idzie wbrew głosom większości ankietowanego społeczeństwa i naukowców. Dziwi również w kontekście perspektywy czysto gospodarczej, gdyż wskazuje się, że inwestycje w odbudowę przyrody przynieść mogą korzyści 8–10 razy wyższe niż poniesione nakłady, zarówno te bezpośrednie, jak i te płynące z uniknięcia kosztów, które ponosić trzeba będzie w związku z pogłębiającymi się kryzysami środowiskowymi.

O co tak naprawdę chodzi?

Rozporządzenie w sprawie obudowy zasobów przyrodniczych zostało przyjęte w celu urzeczywistnia założeń Europejskiego Zielonego Ładu i ma stanowić odpowiedź na liczne kryzysy środowiskowe, z jakimi mierzą się społeczeństwa europejskie. W założeniach rozporządzenie ma umożliwić długoterminową i trwałą odbudowę różnorodności biologicznej i odporności przyrody, przyczynić się do osiągnięcia celów UE w zakresie łagodzenia zmiany klimatu i adaptacji do niej oraz wypełniać zobowiązania międzynarodowe UE (mowa tu m.in. o Porozumieniu Kunming-Montreal, mniej znanym „porozumieniu paryskim dla przyrody”).

Rozporządzenie wyznacza szczegółowe i prawnie wiążące cele dla niemal wszystkich ekosystemów europejskich. W dużej mierze opiera się ono na poprawie stanu terenów już chronionych, ale dotyczy także zagadnień, które dotychczas nie skupiały na sobie uwagi prawodawstwa unijnego, jak na przykład wylesienia przestrzeni miejskiej, czy też konieczność renaturyzacji rzek. I tak np. rozporządzenie wyznacza konieczność zapewnienia, że do 2030 r. nie nastąpi zmniejszenie całkowitej powierzchni miejskich terenów zielonych w skali kraju, a po 2030 r. zaobserwować będzie można tendencję wzrostową całkowitej krajowej powierzchni zieleni miejskiej.

Co istotne, rozporządzenie to nie wyznacza konkretnych terenów, które należy odbudować czy działania, jakie trzeba wdrożyć, a pozostawia to zagadnienie państwom członkowskim. W ciągu 2 lata będą musiały one przygotować i przedstawić Komisji Europejskiej Krajowe Plany Odnowy, pokazując, w jaki sposób zrealizują cele. Będą one również zobowiązane do monitorowania i raportowania swoich postępów.

Czy Unia zaleje pola?

W przestrzeni medialnej można było zaobserwować wzmożoną kampanię dezinformacyjną dotyczącą rozporządzenia, mówiącą o tym, że UE zakaże jakiejkolwiek eksploatacji 30% powierzchni kraju, czy też nakaże zalać pola uprawne, narażając nas na głód. Głosy takie świadczą w o niezrozumieniu rozporządzenia, lub (co gorsza) o celowym wprowadzeniu w błąd. Rozporządzenie faktycznie wyraża m.in. obowiązek zapewnienia środków niezbędnych do poprawy do dobrego stanu siedlisk przyrodniczych Natura 2000, które nie są w stanie dobrym. Takie środki muszą zostać wprowadzone do 2030 r. na co najmniej 30% całkowitego łącznego obszaru wszystkich typów siedlisk przyrodniczych Natura 2000, które nie są w dobrym stanie, oraz na co najmniej 60% do 2040 r. i na co najmniej 90% do 2050 r. obszaru każdej z powyższych grup, które nie są w dobrym stanie. Wskazane udziały procentowe powierzchni dotyczą jednak zaproponowanego w krajowym planie odbudowy obszaru referencyjnego, a nie są to procenty powierzchni całego kraju. Obszar referencyjny oznacza zaś, w dużym uproszczeniu, obszar uznany za konieczny, aby dany ekosystem mógł dalej istnieć w dobrej kondycji.

Rozporządzenie faktycznie mówi także o ponownym zalewaniu osuszonych torfowisk, czy zaprzestaniu wydobycia torfu, jednak są to tylko przykłady działań, jakie państwa mogą wdrożyć, aby odbudować przyrodę. To w ich gestii pozostanie decyzja, czy i w jakim zakresie to robić.

Rolnictwo, a Nature Restoration Law

Uzasadniając sprzeciw polskiego rządu względem rozporządzenia, ministra klimatu i środowiska wskazała, że głos Polski podyktowany był faktem, że Nature Restoration Law „wprowadzi nadmierne obciążenia biurokratyczne”. Jednak w kontekście wcześniejszych wypowiedzi premiera można przypuszczać, że chodziło o sprzeciw środowisk rolniczych związanych z funkcjonującymi w przestrzeni medialnej obawami przed przymusowym ugurowaniem.

Obawy te jednak nie znajdują odzwierciedlenia w prawie. Prawdą jest, że NRL stawia także cele w zakresie odbudowy ekosystemów rolniczych, o której świadczyć ma m.in. wskaźnik motyli łąkowych, zasoby węgla organicznego w glebach mineralnych użytków rolnych, udział gruntów rolnych o cechach krajobrazu o wysokiej różnorodności, czy też wzrost wskaźnika liczebności pospolitych ptaków krajobrazu rolniczego. Należy jednak wskazać, że zadaniem państw nie jest osiągnięcie określonych wartości wskaźników, ale podjęcie działań z zakresu gospodarki rolnej, które mogą poprawić stan wskazanych elementów środowiska.

Co więcej, rozporządzenie wprost wskazuje, że nie przewiduje żadnych obowiązków dla rolników lub właścicieli gruntów, a dla państw członkowskich. Państwa dysponują dowolnością w zakresie decydowania o podejmowanych działaniach, tak, by były one najefektywniejsze w konkretnych warunkach środowiskowych i społecznych.

Oznacza to, że w razie mądrego zaprojektowania polityk i wyboru środków, rolnicy, którzy najbardziej odczuwają skutki kryzysów środowiskowych mogą stać się beneficjentami rozporządzenia.
Odpowiednio zaimplementowane rozporządzenie ma szansę doprowadzić do znacznej poprawny europejskich ekosystemów, wspierając je w dobie kryzysów środowiskowych. Warto jednak podkreślić, że zdaniem naukowców związanych z Centrum Ochrony Mokradeł Uniwersytetu Warszawskiego, realizacja założeń rozporządzenia jest konieczna nie tylko dla poprawy stanu środowiska, lecz także by zapewnić ludziom bezpieczeństwo wobec ekstremalnych zjawisk pogodowych, zapewnić bezpieczeństwo żywnościowe oraz poprawić stan zdrowia publicznego i dobrostanu polskiego społeczeństwa. Należy powtarzać, że kryzysy środowiskowe, z jakimi się mierzymy nie są historią o odległych niedźwiedziach polarnych, a o naszym życiu i bezpieczeństwie.

Autor: Franciszek Nowak jest prawnikiem w Kancelarii Maruszkin specjalizującym się w doradztwie w zakresie prawa i polityki klimatycznej oraz zrównoważonych finansów. W przeszłości pracował jako asystent prawnika w Fundacji Frank Bold, biorąc udział w licznych postępowaniach środowiskowych. Odbył także staż w Parlamencie Europejskim uczestnicząc w pracach grupy Greens/EFA.

Opinie wyrażane przez ekspertki i ekspertów zewnętrznych na łamach portalu KompasESG.pl nie są wypowiedziami pracowników redakcji.

Czytaj dalej: