Dyrektywa dotycząca należytej staranności w zakresie zrównoważonego rozwoju (Corporate Sustainability Due Diligence Directive – CSDDD) ma sprzyjać transformacji ekologicznej oraz zapewnić ochronę praw człowieka w Europie i poza nią. Nowe obowiązki ESG przestraszyły jednak m.in. Niemców, którzy lobbują, aby ich nie wprowadzać.
Dyrektywa, nad którą ostateczne głosowanie ma się odbyć w marcu, została zaproponowana przez Komisję Europejską, aby wspierać zrównoważony rozwój i odpowiedzialność społeczną przedsiębiorstw w globalnych łańcuchach wartości. Ma bowiem zmusić największe korporacje działające w Unii Europejskiej do odpowiedzialności prawnej za bezpośrednie i pośrednie skutki swojej działalności w krajach trzecich. To poniekąd rozszerzenie dyrektywy dotyczącej raportowania niefinansowego (CSRD), ponieważ zebrane dane ESG miałyby służyć pokazaniu, w jaki sposób spółka zarządza odpowiedzialnością w całych łańcuchach dostaw.
– W przypadku należytej staranności w zakresie zrównoważonego rozwoju chodzi o procesy due diligence, które mają służyć identyfikacji ryzyk, jakie firma generuje dla swojego otoczenia społecznego i środowiskowego. Chodzi też o identyfikację działań, które mają służyć zniwelowaniu tych ryzyk, czyli zapobieganiu zanieczyszczeniu środowiska czy łamaniu praw człowieka. Chodzi też o to, aby firmy musiały, przykładowo, w odpowiedni sposób projektować produkty, aby podczas transportu czy po zużytkowaniu, już jako odpady, nie zanieczyszczały środowiska – wyjaśnia Beata Faracik, prezeska Polskiego Instytutu Praw Człowieka i Biznesu. Za niewywiązanie się z tego obowiązku firmom grozić mają kary w wysokości nawet 5 procent obrotów.
Pomysł nie jest nowy, bo krajowe przepisy dotyczące należytej staranności (choć o ograniczonym zasięgu) obowiązują już we Francji i Niemczech. I to właśnie biznes z tych krajów był najbardziej zaangażowany w lobbing przeciwko CSDDD, który skończył się znacznym rozwodnieniem projektu Komisji Europejskiej. Z zakresu dyrektywy w procesie negocjacji zostały bowiem m.in. praktycznie wyłączone instytucje finansowe, a zapisy dotyczące odpowiedzialności cywilnej znacznie ograniczono.
W ubiegły wtorek Niemcy ogłosiły, że wstrzymają się od głosu na marcowym głosowaniu w sprawie CSDDD. Wskutek silnego lobby biznesowego niemiecki Minister Sprawiedliwości Marco Buschmann wysłał list do wszystkich państw członkowskich Rady Europejskiej, w którym skrytykował dyrektywę. W efekcie dyrektywa została usunięta 9 lutego z porządku obrad Rady, ponieważ istniało ryzyko, że nie uda się zatwierdzić porozumienia co do kształtu dyrektywy zawartego w grudniu 2023 r. z Parlamentem Europejskim.
To, co prawda, nie zahamuje całkiem prac legislacyjnych, ale może osłabić motywację innych państw do wdrożenia przepisów, które zgodnie z założeniami unijnych urzędników miały chronić ok. 650 milionów pracowników i społeczności w globalnych łańcuchach wartości (w tym w Unii Europejskiej) przed nadużyciami w zakresie praw człowieka i ochrony środowiska. Podczas procesu legislacyjnego ponad 100 tys. obywateli unijnych podpisało petycję żądającą mocnej i ambitnej unijnej dyrektywy CSDDD.
– Zawirowania wokół CSDDD wyraźnie pokazują jak bardzo – też na najwyższych szczeblach decyzyjnych – brakuje zrozumienia tego, co ta dyrektywa ma zmienić i jakie konkretne zmiany wprowadzi. CSDDD jest o tym, co jest potrzebne, aby zbieranie danych i ich raportowanie zgodnie z CSRD/ESRS miało sens, a nie było jedynie kosztownym i czasochłonnym ćwiczeniem – komentuje Beata Faracik.